Recenzja filmu

Szpieg, który mnie rzucił (2018)
Susanna Fogel
Mila Kunis
Kate McKinnon

Amerykanki w Europie

W filmie Fogel znajdziecie jednak sporo błyskotliwych spostrzeżeń na temat istoty przyjaźni, bliskości i szczerego oddania. Poczekajcie tylko na moment, w którym
Ustalmy to już na wstępie: "Szpieg, który mnie rzucił" jest kinem – jakkolwiek niedzisiejszo to brzmi – typowo kobiecym. Owszem, mnóstwo tu widowiskowych scen akcji oraz humoru, które ma szansę rozbawić każdego (Oscara dla Kate McKinnon!). Na pierwszy plan zdecydowanie wybija się jednak opowieść o siostrzeństwie oraz dziewczyńskiej solidarności. I na tym polu film Susanny Fogel sprawdza się najlepiej.



Tajemnicę, kto tu jest szpiegiem, a kto został porzucony, zdradzają już pierwsze sceny. Oto bohater Justina Theroux biegnie przed siebie, z równą gracją przebijając się przez zastęp wrogów, jak i kolejne… ściany. W tym czasie grana przez Milę Kunis Audrey spędza samotnie – tfu! – z najlepszą przyjaciółką (McKinnon) kolejne urodziny. Wkrótce okazuje się, że niedawno w nieelegancki sposób rzucił ją chłopak. Kiedy bohaterka zdecyduje się do niego zadzwonić, by oświadczyć mu, że zaraz spali jego rzeczy, wiemy już, kto odbierze z drugiej strony. Twórcy "Szpiega" (Fogel jest także współscenarzystką do spółki z Davidem Isersonem) nie tracą czasu na zbędne wyjaśnienia – gdy tytułowy agent zjawi się u Audrey, akcja nabierze jeszcze większego rozmachu. Dziewczyny trafią bowiem w sam środek światowego spisku rozgrywającego się w najpiękniejszych europejskich stolicach. Gdzie się pojawią, tam pozostawią po sobie masę trupów i zgliszcza.

   

I nie ma w tym stwierdzeniu przesady. Osób ginie tu naprawdę dużo, a większość z nich w zaskakująco brutalny sposób. Misternie wyreżyserowane sceny akcji – zarówno pościgów, jak i strzelanin – nie szczędzą publice widoku łamanych kończyn oraz odstrzeliwanych fragmentów ciał. A wszystko to w bajecznych sceneriach Wiednia, Pragi, Amsterdamu i Berlina. Jeśli czujecie ten rodzaj żartu, powinniście bawić się nieźle. Szkoda więc, że nie wszystkie dowcipy trzymają równy poziom. W dodatku karuzela gagów kręci się za szybko, w związku z czym większość z nich nie ma szansy dostatecznie wybrzmieć. Nie pomaga nawet bezkonkurencyjna McKinnon, która bierze na swoje barki niemal cały komediowy ciężar filmu. Aktorka jest bezbłędna np. w scenie, w której jej postać składa hołd bohaterce Gillian Anderson.

W filmie Fogel znajdziecie jednak sporo błyskotliwych spostrzeżeń na temat istoty przyjaźni, bliskości i szczerego oddania. Poczekajcie tylko na moment, w którym bohaterki McKinnon i Kunis przerzucają się coraz bardziej kompromitującymi szczegółami z życia tej drugiej, czym poruszają do głębi swoją oprawczynię. Wzruszenie może się też udzielić widzowi, bo ten moment najlepiej pokazuje, czym "Szpieg, który mnie rzucił" naprawdę jest. To w gruncie rzeczy opowieść o dwóch dziewczynach, które szczerze się uwielbiają i nie zawahają się, by skoczyć za sobą w ogień. Przy okazji w nienachalny sposób podkreślają, że kobiety mogą być, kim tylko chcą. Nawet terrorystkami. I tego warto się trzymać. 
1 10
Moja ocena:
6
Absolwentka Wydziału Polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie ukończyła specjalizację edytorsko-wydawniczą. Redaktorka Filmwebu z długoletnim stażem. Aktualnie także doktorantka w Instytucie... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones